Powstał na papierze pod wpływem chwili. Tak coś czuję, że po tych kilku latach i kilkudziesięciu namalowanych duszach, nareszcie odnalazłam siebie.
Jak „doszło” do obrazu? Najpierw zobaczyłam ustawione w rzędzie postaci, potem łeb lwa u ich stóp, lotosy i kolory. Wiedziałam, że to Asyria.
A tu ciekawy artykuł o Asyrii.
PS. Córka mi powiedziała: „mamo, naucz się robić selfie, bo wyglądasz jakbyś całą kwarantannę jadła lejsy i lody” 😉
A co mi tam! 😉
Pozdrawiam!