Rzeki życia

To była jakaś cieniutka książeczka Osho o kundalini. Tytułu nie pamiętam. Wypożyczyłam ją w bibliotece na Komorowskiego (w Krakowie). Chciałam się z niej dowiedzieć co właściwie się ze mną dzieje, dlaczego i po co. Nie znalazłam w niej odpowiedzi na żadne z moich pytań, a jedynym fragmentem, na który zwróciłam uwagę był ten, że jeśli pod wpływem uwolnionych w ciele energii popękają żyły to okay, więc niech sobie pękają. “Acha, czyli dla porypanych”, stwierdziłam i zwróciłam książkę nie doczytawszy do końca. W jakimś innym źródle natrafiłam na zdanie, że raz wzbudzone energie nigdy się nie cofają, więc byłam przekonana, że już po mnie, i że padnę trupem nie dowiedziawszy się po co mi to i dlaczego mnie dopadło.

Jednak byłam w szczególny sposób spokojna i w głębi siebie wiedziałam, że jestem w tym doświadczeniu całkowicie bezpieczna. Słuchałam więc głosu tej głębi, a umysł, jako bohater drugiego planu lubił nadawać temu nazwy i klasyfikować.

Jedyne co mogłam robić, to ufać.

I ufam do dziś, bo rozumieć to ja tego nijak nie potrafię.

Na dziś wiem tyle, że siebie nie można ominąć,
że jest się na siebie skazanym,
że przeznaczenie jest nieuniknione i upomni się o siebie,
da coś lub coś zabierze,
złamie nogę,
poparzy,
ale na pewno znajdzie sposób, żeby się wypełnić,
tak, jak rzeki, które zawsze znajdują drogę do morza.

 

kundalini
„Narodziny Wisły”, tempera na desce 19,5 x 28 cm; 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to Top