Navigare necesse est…

Masaż?

Cóż, różne jego formy odbywałam. Jak poczułam… Z początku z czuciem było nietęgo… ale próbowałam. Najbardziej lubiłam stwierdzenia, na które nie miałam realnej odpowiedzi ani konkretnego działania. Puścić, proszę puścić! Tylko co i jak, gdy całe ciało rozrywał przeogromny ból i lęk. Winston Churchill powiedział kiedyś: jeśli przechodzisz przez piekło, idź dalej. Tak właśnie czyniłam… Stany mijały.


Dzięki takiemu niepoddającemu się zwątpieniu i nieustającemu eksperymentowi, dotarłam pewnego dnia do masażu, który śmiało mogę określić świątynnym. Moje plecy doznawały dobroczynnego, arganowego dotyku rąk–nie rąk, a muzyka budziła wspomnienia z czasów minionych. Nawet nie wiem dlaczego je pamiętałam? Mój umysł nie mógł był tego uczynić. On pamięta tylko rzeczy z 20/21 wieku, a wspomnienia z masażu sięgały czasów daleko minionych, kiedy to kapłanki przemykały w zwiewnych półprzezroczystych szatach, dotykając ciał delikatnymi spojrzeniami i muśnięciami rąk. A jednak, nasze ciało ma pamięć wspomnień continuum, tylko nasza głowa nie chce tego zaakceptować…


Muzyka poruszała całe moje ciało, na zewnątrz niejako zawieszone w letargu, ale w środku, powoli i majestatycznie pełzał zwinny wąż… Penetrował je i nie chciał go opuścić. Jednak ku memu zaskoczeniu nie odczuwałam potrzeby, aby ów wąż mnie porzucił. On był mój! Poczułam wówczas wielką ochotę i potrzebę doświadczenia takiego świątynnego stanu raz jeszcze… i podążyłam do cerkwi. Ten obrządek wypełniony, głębokim i nieustającym śpiewem i mniejszym nakazem pokutowania w ławach, niż w kościołach, dał mi poczucie bycia wolnym, otoczenia i wypełnienia dobroczynnym dźwiękiem. Dziwne, a jednak połączyłam masaż i cerkiew/ świątynię…


Zaskakujące połączenia przybywają w sekundach olśnienia. Wystarczy je tylko notować i nie wyrzucać, akceptować i nadawać im kształt…


Innym zaś razem wspomnienia obudzone z ciała, wyrysowały konkretny obraz wydarzeń, które być może odbyły się naprawdę. Tym razem wylądowałam w średniowiecznej scenerii. Skąd wiedziałam? Wiedziałam po prostu, dogłębnie, bez wątpliwości. Umysł wówczas nie dawał innych bezpiecznych podpowiedzi osadzonych w tu i teraz. Były tak realne, że właściwie wciąż układają się w obraz do namalowania na płótnie. Kiedyś to przeniosę… subtelny świat odczuć, wędrujący w świat materii i odwrotnie.


Co będzie następnym razem? Nie wiem. Cieszę się na kolejne spotkanie z nieznanym, a może doskonale znanym i dawno zapamiętanym.
I nawet nie lęka mnie fakt, że czasem masaż uruchamia w ciele stany, elementy, które właściwie nie wiadomo czym są, ale ich odczuwanie jest zgoła fizyczne. Jak poruszenie i odspojenie jakiegoś niepasującego puzzla, który należy przełożyć do innej układanki. Nie zawsze te odczucie bywają miłe. Mijają jednak, gdyż wszystko przemija i jest w nieustannym ruchu. Mijając tworzy nową jakość…
Navigare necesse est, więc płynę dalej…

J.G.
Kraków, 7.09.2014

 

(♥)

„Navigare necesse est, vivere non est necesse” (Żeglowanie jest konieczne, życie nie) – tak ponoć zakrzyknął do załogi Pompejusz, kiedy – mimo szalejącego sztormu – wysyłał swoje statki dostawcze do Rzymu.
Myślę, że warto znać ten kontekst.

Powyższa opowieść – podobnie jak wszystkie opublikowane dotychczas – została napisana i podarowana mi kilka lat temu. Jednak nie traci na aktualności, tak, jak nie zestarzało się wiekowe już przecież „Navigare… ”

A zdjęcie wyróżniające ten wpis, to także okołopelohowe wyznanie-podarunek.

Navigare necesse est

2 Comments

    • szamanka

      Poprosiłam tych, których masowałam, żeby opisali, co czuli w czasie masażu lub po nim. Ta opowieść jest spełnieniem tej prośby. Inne są w poprzednich wpisach i znajdą się w kolejnych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to Top