Jakiś czas temu wrzuciłam na fejsbuka zdjęcie swojego obrazu („Oaza”) z pytaniem czy warto byłoby to moje malowanie przenieść na jedwab. Myślałam, żeby robić coś w rodzaju nadruków, ale nie czułam tematu na tyle, żeby uczynić cokolwiek poza zadaniem pytania. Niby coś tam pogooglowałam, ale… no nie chciało mi się.
Jakiś czas później znajoma zapytała, czy podjęłabym się malowania na jedwabiu. Nie wskoczyłam w ten pomysł jak w dym, ale obiecałam, że się przyjrzę. Przyglądałam się razem z córką – obejrzałyśmy mnóstwo filmów na youtube i stwierdziłam, że mogę spróbować. Odczucia Jagienki były podobne.
Kupiłam jedwab (to wcale nie było takie proste!), kupiłam farby i zaczęłyśmy.
Na króliki doświadczalne wybrałyśmy małe formaty, apaszki, żeby nie zniechęcić się dużymi zniszczeniami 😉
Technika bardzo nam się podoba, nie wchodzimy sobie w drogę w domowej przestrzeni (bo wbrew pozorom te szmatki wymagają zdecydowanie więcej miejsca niż moje portrety) i nawet jeśli nasza przygoda z malowaniem na jedwabiu skończy się na tych kilku apaszkach i jednym wpisie tutaj, to się cieszę, że spróbowałam czegoś nowego.
A poniżej fotograficzna wycieczka po naszych pierwszych krokach.
Bawcie się tak samo dobrze jak my! 😀
Trzeba zacząć od wzoru. Jeśli jest skomplikowany, rozrysowujemy go na papierze i dopiero potem nanosimy na jedwab. Wzór „Kokoryczka” zaprojektowała Jagienka. Wyrysowała go na brystolu.Wzór służy temu, żeby nanieść na niego guttę, a gutta to coś jakby tama dla farby. Nasz jedwab jest lekko przezroczysty, więc Jagienka po prostu przymocowała apaszkę nad brystolem.Moją pierwszą pracę potraktowałyśmy jak testy – wzór był prosty i mógł się obyć bez szkicu, więc nanosiłam guttę, gdzie mnie ręka poniosła.Gutta schnie dwie godziny. Dopiero potem można nanosić farby. Malowanie polega na wypełnieniu przestrzeni pomiędzy guttą. Maluje się niejako w powietrzu, a jedwab musi być napięty. My rozpięłyśmy go na gwoździkach wbitych w starą szufladę.Apaszka testowa po nałożeniu gutty i malowaniu wyglądała tak. Guttę i farby utrwala się żelazkiem. Błąd polegał na tym, że robiłam to za krótko. Zamiast pozostać na swoim miejscu, gutta sprała się (złota gutta – i wszystkie inne kolorowe – powinna pozostać na jedwabiu, tylko bezbarwna się spiera); finalne kolory też nie były tak intensywne jak na tym zdjęciu.O, widzicie – białe fale powinny być złote. Poza tym farba podciekła pod guttę. Zacieki, owszem, mogą być inspirujące, mogą być nawet porządane, ale w tym wypadku miało ich tu nie być.A tutaj wszystko pięknie! Złota i srebrna gutta na swoich miejscach, bezbarwna wyrysowała białe kreski, a kolory są takie, jakie miały być.W temacie, że zacieki mogą być spoko – owszem, mogą! Tło tej ni to apaszki ni obrazu bazuje właśnie na zaciekach. Ale tutaj były celowe. Tę apaszkę nazwałam „Las”.Oprócz celowych zacieków, na „Lesie” uczyłam się mieszać farby tak, żeby przejścia pomiędzy kolorami były płynne. Rozpływałam się w tych turkusach! Wzory guttą naniosłam, kiedy tło wyschło – tak też można.„Kokoryczka” w całości. Zdecydowanie chcemy ją przenieść na większy format. W tej i może również w innej kolorystyce?A tu jeszcze jeden wzór – „Oczko”
Wydawało mi się, że odpowiedziałam na Twój komentarz. Może po dwóch latach nie ma to już znaczenia, ale gutta to gutta, po angielsku też. Dziękuję za miłe słowa.
super, podoba mi się
Bardzo się cieszę i dziękuję 🙂
Wyszlo przpieknie 🙂 ciekawe jak sie nazywa gutta po angielsku. Zacieki tez ladne 🙂
Wydawało mi się, że odpowiedziałam na Twój komentarz. Może po dwóch latach nie ma to już znaczenia, ale gutta to gutta, po angielsku też. Dziękuję za miłe słowa.